poniedziałek, 15 czerwca 2015

Z lodu powstałeś i w lód się obrócisz

Czytanie sagi skandynawskiej to niezwykle specyficzne doświadczenie. Osobiście uważam, że każdy powinien je przeżyć choć raz. Oczywiście najlepiej trafić od razu na takie dzieło, które jest dobre, nawet jeśli może się nie spodobać. O tym, czy Saga o Ludziach Lodu do takich należy dyskutować można by długo. Bardzo długo. Ale dziś nie o tym.

Jeśli ktoś miałby ochotę wzbogacić się o takie doświadczenie, to polecam zacząć właśnie od historii Margit Sandemo. Jest znana dosyć szeroko i mogę zapewnić, że nie bez przyczyny. Nie zamierzam tutaj nikogo zbyt mocno przekonywać, chciałam tylko wspomnieć, że jest szansa uzupełnić swoją biblioteczkę o tę sagę.


Niedawno na rynek weszło nowe wydanie, obecnie dostępne są już cztery tomy. Pierwszy jest w cenie 4,99 zł, następne 12,99 zł. Z racji faktu, że wszystkie tomy wydawane są w twardych okładkach, myślę, że jest całkiem przystępna. Jedyny mankament to daty wypuszczania dalszych części - każdy wtorek. Z taką częstotliwością są to cztery do pięciu tomów miesięcznie i ostatecznie może wydawać się to nieco drogą inwestycją. Więcej informacji tutaj.

Jednak, jeśli komuś zależy, a jest to przeszkodą, można szukać starszych wydań po niższych cenach, chociażby na allegro. Szczerze mówiąc, nie wiem, ile ich było, ale ja miałam do czynienia z dwoma.


Chronologia tych trzech wydań jest dokładnie taka i choć to, o czym piszę odnosi się do wszystkich tomów, możecie to dobrze dostrzec na przykładzie każdego, w tym przypadku trzeciego.

Wydanie drugie jest bardzo kolorowe i ładnie wygląda na półce, ale ilustracje na okładkach pozostawiają wiele do życzenia. Każda z nich jest w stylu rysunkowym i nie ma żadnego związku z najstarszą wersją. Największą zaletą najnowszego wydania jest twarda okładka, ale ważne jest również to, że ilustracje poszczególnych tomów nawiązują do tych pierwszych. Niestety ich zdecydowana wada to zbyt wielkie podobieństwo do każdej innej skandynawskiej sagi. Mężczyźni czy kobiety na nich niczym się nie wyróżniają i... cóż, sądzę, że najwcześniejsza wersja pod tym względem była najlepsza.

Tak czy inaczej, którekolwiek wydanie wybierzecie, zachęcam do zapoznania się z losami Ludzi Lodu. W ostateczności, jeśli nie chcecie kupować, pozostaje biblioteka.

niedziela, 14 czerwca 2015

Kopia goni kopię

plagiat «przywłaszczenie cudzego pomysłu twórczego, wydanie cudzego utworu pod własnym nazwiskiem lub dosłowne zapożyczenie z cudzego dzieła opublikowane jako własne; też: taki przywłaszczony pomysł, wydany utwór lub zapożyczenie»
~ SJP PWN
Sława, pieniądze, uwaga, dostatnie życie, sukces. Pragnie tego niemal każdy z nas, choć tylko nielicznym udaje się coś osiągnąć. Dążymy do tych celów w różny sposób, staramy się, ciężko pracujemy i cieszymy z postępów. Tylko dlaczego nie wszyscy?

No właśnie, są tacy ludzie, którzy idą na łatwiznę. Trudno jest nam powiedzieć o nich jakieś dobro słowo i właściwie nie widzę powodu, żeby się starać. Bo dlaczego mielibyśmy mówić coś miłego o osobach, które popełniają plagiat?

Nie poruszam tego tematu bez powodu. Jakiś czas temu pojawiła się bowiem informacja o kolejnym przypadku kopiowania innego dzieła i uważam, że jest wciąż za mało rozgłoszona.

Jeśli ktoś, podobnie jak ja, kojarzył Osiem "Franciszka Kacyniaka" jako książkę, która odniosła jako taki sukces i miał zamiar ją przeczytać, to zdecydowanie może teraz porzucić ten pomysł.

Nie rozumiem, co sprawia, że kopiowanie blogów jest tak popularne. "Autorzy" wychodzą z założenia, że skoro coś nie jest na papierze, tylko w internecie, to można się pod tym podpisać? Naprawdę?

Otóż pan Kacyniak pozwolił sobie na przeniesienie do książki tekstów z bloga i10. Pod tym linkiem można przeczytać o tym więcej.

Z tego miejsca proszę Was wszystkich, mówcie o tym, piszcie, publikujcie, bo takie zachowanie musimy piętnować. Nie obrażając przestępcę - bo plagiat jest przestępstwem! - ale ostrzegając przed nim wszystkich, ostrzegając, by nie czytali czegoś, co nie tylko należy do kogoś innego, lecz także zostało skopiowane ze zmianami, które niszczą dzieło. Nie pozwólmy, by takie sytuacje przechodziły bez echa!

Zanim zostawię Was z tym apelem, przypomnę jeszcze jedną sprawę skopiowania bloggerki, być może nawet bardziej problematyczną. Mowa o Leithcie, na blogu której możecie o tym przeczytać.

Dążymy do sławy i sukcesu? Pieniędzy i uwagi? Pracujmy na to! Sami! Niesławę osiągnąć jest bardzo łatwo i niezwykle szybko. Ale czy to negatywnych spojrzeń i słów pragniemy?

poniedziałek, 18 maja 2015

Na początku było nic

I rzekł Bóg: „Niechaj sta­nie się światłość” i da­lej nic nie było, tyl­ko te­raz można to zobaczyć.
Terry Pratchett

Powyższy cytat wydaje się być idealnym podsumowaniem tego, co w tej chwili można tutaj dostrzec. Zakładając, oczywiście, że Bogiem jestem ja sama i choć aż tak wysoko się nie cenię, pewnie jest to słuszność w obrębie tej strony. Idąc dalej tą metaforą, możemy uznać, że przyszli czytelnicy staną się z czasem moimi wyznawcami. Nie chciałabym jednak wybiegać w przyszłość aż tak daleko, skupmy się więc na teraźniejszości.

Jak widać, jest tu nic lub też nic tu nie ma. A właściwie jestem ja i jesteście pewnie Wy, którzy to czytacie. Jest także menu i ten post, ale poza tym nic. I przez jakiś czas, tj. do momentu zakończenia przeze mnie wszelkich niezbędnych prac kosmetycznych, tak jeszcze będzie. Dlaczego więc jest to, co jest? Ano właśnie po to, żeby można było to zobaczyć. Głównie, żebym ja mogła stwierdzić, czy wszystko gra jak należy.

Nie powiem, żeby ten post był przywitaniem, bo kiepsko odnalazłby się w takiej roli. Nie sądzę też, żeby był zapowiedzią czegokolwiek. Traktujcie go jak uważacie. Dla mnie jest światłością, dzięki której widać nic.